15 sierpnia 2013

Weselnie

Pierwsze samodzielne wesele za mną... Przyznam się bez bicia, że na początku podchodziłam do propozycji kuzynki jak pies do jeża. W końcu zajmuję się głównie portretami trochę modą i kreacją, więc wszystko co robię w gruncie jest ustawiane a tu reportaż i do tego z tak ważnego dnia... Obawy miałam ciągle nawet po skończonym weselu, niby goście mieli swoje aparaty i lustrzanki, ale wiadomo jak to jest Emila zawali nie ma zdjęć ze ślubu. Pewne sytuacje zawodowe sprawiły, że pojawiłam się tylko na weselu właściwym i plenerze omijając kościół, którym zajął się Mistrz Mucha. Dzisiaj skończyłam wyciąganie Rawów, przeglądanie i wybieranie i co najdziwniejsze ja jestem zadowolona, a wręcz zachwycona. Nie wiem jak państwo młodzi :D i mój Mistrz. Jak już mówiłam nie jestem typowym fotografem ślubnym ani żadnym typowym fotografem. Znalazłam swój styl robienia, który poznaję po własnych kadrach, kolorach i kilku innych rzeczach. Ci którzy mnie znają potrafią już rozpoznawać moje zdjęcia nawet jeśli są nie podpisane to jest dla mnie wielki sukces. Wracając do samego stylu pomogło mi je odkryć Studium Fotografii Artystycznej w Gdańsku. Szkoła, która też nie jest typowa. Nikt nie nauczy tam jak robić poprawnie, jak bawić się w studio, obsługiwać lampy, jakie obiektywy wybierać, jak obrabiać i wszystkich innych aspektów jak robić. O nie... Stefan, Paweł i Krzysztof zmuszają do myślenia, poszukiwania własnej drogi, odnajdywania swojego stylu. Czasem jest on nowatorski czasem przypomina innych sławnych fotografów, ale ciągle jest to styl jakim się posługuje dany słuchacz, a nie narzucony mu masowo, bo tak ma wyglądać fototgrafia.

Tak więc o to SFA sprawiło, że wesele w moim wykonaniu jest trochę inne niż standardowe :) Miałam ze sobą teleobiektyw, którym naprawdę lubię się posługiwać mimo ogniskowej 70-200 i braku stabilizacji bez różnicy na to czy jestem w terernie czy w sali (miałam okazję działać nim na konferencji i byłam zadowolona chociaż panowie z działu IT mieli nie małą rozrywkę widząc kompaktową dziewuszkę wzrostu 158 z długim obiektywem :d nie miałam wtedy jeszcze 50tki a moja lufa była jedynym obiektywem z AF :D ) do tego 50 1.8 która mimo lekko plastikowej obudowy jest obecnie obiektywem, którego raczej nie odpinam od korpusu chyba, że mam ochotę na zabawy z macro wtedy sięgam po Carl Zeissa i delektuję się plastyką starych obiektywów :) Ale wracając do sali :D widzicie znów zbaczam z tematu :) Żałowałam jedynie, że nie mam szerokiego kąta - kolejne marzenie na liście do kupienia wraz z pełną klatką :) będę żyła jak glon odmówię sobie wielu rzeczy, ale zdobędę to co chcę :D Mimo, że miałam ze sobą zewnętrzną lampę korzystałam raczej z światła naturalnego, a w tym wypadku żarówkowego :) które nadało zdjęciom lekko żółtawe zabarwienie co dziwnie nie drażni mnie ono jak zazwyczaj.
Patrząc na wykonane zdjęcia miałam wrażenie, że są to kadry z jakiegoś filmu, a nie ślub jaki zazwyczaj oglądam. Jest trochę szumu, nieostrości, długich czasów a co za tym idzie poruszeń, ale zdjęcia mają swój klimat i są inne. Uchwyciłam emocje :) 

Najlepsze jest to, że ja tu sobie wystawiam laurkę pełną ochów i achów a nie wiem co o zdjęciach myślą młodzi i rodzina, bo jeszcze ich nie widzieli.
Pozostaje mieć nadzieję, że spodobają im się emocje, kolory i kadry, które uchwyciłam. Najważniejsze dla mnie, żeby były inne niż typowego zakładu gdzie każdy ma to samo i tak samo :D
No przepraszam, ale w końcu jestem wielką zadzierającą nosa artystką z artystycznego studium :D - opinie wydawane przez obcych ludzi bezcenne :)

Pozdrawiam wszystkich tych, którzy dotrwali do końca mojego monologu i zapraszam do obejrzenia kilku kadrów :)
















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz